czwartek, 20 listopada 2014

Inteligentny wyborca

Ostatnio pojawiła się wątpliwość co do przekazu reklamy pokazującej sposób głosowania w ostatnich wyborach. Ja osobiście tą reklamę zobaczyłem dopiero dzisiaj, już po wyborach i nie widzę w niej żadnego wprowadzania w błąd. Była ona dość precyzyjna.

Aby potwierdzić swoje zdanie na ten temat opiszę krótką historię. Nie tak dawno miałem wątpliwości odnośnie uczciwości reklam typu "kupuj więcej, płać mniej". Dla przykładu według reklamy jedna sztuka produktu kosztuje 14zł, natomiast kupując dwie sztuki płacimy 18zł. Wynika z tego, że kupując więcej (2 szt zamiast 1 szt) płacimy również więcej (18zł zamiast 14zł). Oczywiście w przeliczeniu na jedną sztukę rzeczywiście wychodzi taniej ale reklamy nie informują, iż "płać mniej" dotyczy przeliczenia ceny na jedną sztukę. W związku z tym szybko skierowałem swoje zapytanie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Otrzymałem bardzo ciekawą odpowiedź, wśród której był taki cytat z art. 4 ust. 1 ustawy z 23 sierpnia 2007 o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym: 

"Ilekroć w ustawie jest mowa o:(...)
8)   przeciętnym konsumencie - rozumie się przez to konsumenta, który jest dostatecznie dobrze poinformowany, uważny i ostrożny;"

Oczywiście dotyczy to konsumentów, a więc tych, którzy dokonują wyborów oglądając reklamy lub stojąc przed półkami sklepowymi, czy przeglądając oferty sklepów internetowych. Myślę jednak, że wyborcy oddając swój głos również mogą się kierować reklamami. W związku z tym jeśli konsumenci są postrzegani jako dobrze poinformowani, uważni i ostrożni to czy wyborcy są mniej poinformowani, nieuważni i nieostrożni? Ci sami wyborcy, którzy przecież są również konsumentami. Uważam, że nie. Tak na marginesie to na każdej karcie do głosowania na samym dole była krótka, wyraźna instrukcja jak oddać ważny głos. A może ktoś wpadnie na pomysł, aby do szkół wprowadzić przedmiot przygotowujący do udziału w wyborach? Ale może skończy się na rewizji programu Wiedzy o społeczeństwie.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Manipulacja danymi

Dzisiaj wpis o tym jak na różne sposoby można przedstawić dane statystyczne tak, aby zupełnie zmienić odbiór. Jako przykład posłużę się badaniami, które mówią, że codzienne jedzenie 50g przetworzonego mięsa zwiększa ryzyko zachorowania na raka jelita o 20%.

Po pierwsze zacząć trzeba od tego, że ogólnie ryzyko zachorowania na ten typ raka wynosi 5%. Po codziennej porcji mięsa wynosi 6%.

Matematyczne umysły pewnie już zauważyły o co chodzi. Mianowicie jeśli mamy 100 osób to średnio 5 bez względu na dietę będzie miało raka. Jeśli natomiast te sto osób zacznie spożywać 50g przetworzonego mięsa codziennie to 6 z nich zachoruje, czyli dodatkowo 1 osoba. 1 z 5 to dokładnie 20% czyli ryzyko większe o 20%. Można te dane przedstawić również w taki sposób, że ryzyko zwiększa się z 5% na 6% lub podnosi się o 1 punkt procentowy.

Firmy, którym zależy na ograniczeniu spożycia mięsa posłużą się oczywiście 20% przykładem. Mało tego, przeprowadzony został mały eksperyment, w którym przechodniów częstowano kanapkami z mięsem, było dużo chętnych, a następnie informowano ich, że jedzenie tych kanapek podnosi ryzyko zachorowania na raka jelita o 20%. Po tej informacji większość uznawała, że jednak nie jest głodna. Później kanapki rozłożono na dwie grupy tak, że nad jedną znajdowała się informacja jak powyżej, a na drugiej, że ryzyko to wzrasta z 5% na 6%. Większość decydowała się na drugą opcję mimo iż były to identyczne kanapki i identyczne informacji tylko przedstawione inaczej. Można by też postawić trzecią grupę pisząc przy niej, że podnosi ryzyko tylko o 1 punkt procentowy. Podejrzewam, że większość zdecydowałaby się na tą ostatnią opcję. 

Pokazuje to, że trzeba bardzo uważnie podchodzić do statystyki i badań przedstawianych w mediach. Ideałem byłoby zapoznanie się próbką oraz dokładnymi wynikami, a nie tylko przedstawionym wnioskiem. Oczywiście nie zawsze mamy na to czas, a czasami dostęp do takich danych nie jest łatwy. Przynajmniej więc nie podchodźmy bezkrytycznie do informacji zawierających słowa: statystycznie, procent, średnio, większość.

czwartek, 2 października 2014

In vitro, sprawiedliwość i matematyka

Na samym początku zaznaczam, że bez wątpienia każde dziecko dla rodziny jest wielką radością i szczęściem. Jestem jednak zdumiony tym, co powiedziała, chwaląc się niejako, pani premier Ewa Kopacz. Okazuje się, że 270 mln złotych zostało przeznaczone na pomoc w zapłodnieniu metodą in vitro przez trzy lata. Stwierdziła ona również iż ponad 500 dzieci zostało urodzonych. Ja jednak powołam się na oficjalne dane z Ministerstwa Zdrowia na dzień 01.07.2014, podsumowujące pierwszy rok "Programu Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013-2016".

Wygląda to następująco:

 - 214 urodzonych dzieci
 - 72,4 mln złotych przeznaczonych na realizację programu

Daje nam to niemal 340 tyś. złotych na jedno dziecko. A to tylko początek drogi bo dziecko to trzeba jeszcze wychować, zgodnie z prawem przez co najmniej 18 lat. Tutaj pojawia się pytanie, czy jeśli rodzina, która nie wymaga pomocy medycznej do poczęcia dziecka, dostałaby ofertę opiewającą na 340 tyś. złotych za każde urodzone dziecko, nie zdecydowałaby się na chociaż jedno? Podejrzewam, że w przypływie radości poczęliby nie jedno, a dwoje lub troje dzieci. I jeszcze te pieniądze wystarczyłyby im na wychowanie swoich pociech.

Oczywiście rozumiem, że jeśli ktoś nie może mieć dzieci to należy mu pomóc, ale czy Polskę aby na pewno na to stać? Przeznaczenie tych pieniędzy na pomoc rodzinom "bez problemów" dałoby większą ilość dzieci, co za tym idzie w przyszłości większą ilość rąk do pracy (zakładając, że praca w przyszłości będzie, lub nowo poczęci stworzą miejsca pracy bo będą lepiej wykształceni, gdyż nie będą musieli się martwić o sprawy bieżące), w konsekwencji poprawiając stan gospodarki. Uzyskane za kilkanaście lat pieniądze można by przeznaczyć np.na finansowanie in vitro. Wtedy kiedy już będzie nas na to stać. Obecnie ulga na pierwsze i drugie dziecko wynosi 1112,04 zł, na trzecie 1668,06 zł, na czwarte 2224,08 zł. Dodatkowo za urodzenie dziecka można otrzymać 1000 zł tzw. "becikowego". Oznacza to, że rząd przeznacza 340 razy więcej pieniędzy na dziecko urodzone metodą in vitro. Nie jest to chyba zbyt sprawiedliwe. A może chodzi o finansowanie firm farmaceutycznych?

Zaznaczam również na koniec, że bez wątpienia każde dziecko dla rodziny jest wielką radością i szczęściem. Poddaję jednak w wątpliwość uczciwość ponoszenia takich wydatków w stosunku do pomocy udzielanej pozostałym rodzinom .

czwartek, 11 września 2014

Musi odejść czy musi zostać

Dzisiaj mieliśmy okazję oglądać dymisję rządu Donalda Tuska w związku z objęciem przez niego funkcji Przewodniczącego Rady Europejskiej. Chwilę wcześniej konferencję miał Jarosław Kaczyński, na której to oczywiście krytykował działania rządu. Jednak pośród jego wypowiedzi pojawiła się jedna szczególnie ciekawa. Powiedział on, że Donald Tusk ucieka z kraju w tak trudnej sytuacji. Ja sobie przypominam jak jeszcze niedawno największa partia opozycyjna cieszyła się z przeprowadzki premiera do Brukseli. Mało tego, od dłuższego czasu domagała się jego ustąpienia. Teraz kiedy Donald Tusk podał się do dymisji nagle przewodniczący PiS jest niezadowolony. Nie rozumiem tej pokrętnej logiki. Czy nie jest tak, że jak warunki do rządzenia są względnie dobre to przewodniczący Platformy Obywatelskiej musi odejść, żeby pochwały zbierał kto inny, a w razie problemów musi zostać, żeby było na kogo zrzucać winę? Ja oczywiście wiem, że politycy bardzo często zmieniają zdanie ale w kwestii Platformy Obywatelskiej zdanie Jarosława Kaczyńskiego jak i całej jego partii od dawna było niezmienne. Czy może jest tak, że PiS boi się nawet tymczasowego odejścia Donalda Tuska z polskiej polityki? A może Jarosław Kaczyński ewentualnej wygranej w wyborach nie będzie mógł postrzegać jako indywidualnej wygranej z Donaldem Tuskiem. W końcu nic tak nie cieszy jak wygrana z największym konkurentem. 

środa, 27 sierpnia 2014

36 złotych

Uwaga, uwaga. Już niedługo liczba 36, albo konkretniej kwota 36 złotych będzie odmieniana przez wszystkie przypadki przez opozycję. Wygląda na to, że będzie to główna linia wypowiedzi oraz główny element plakatów wyborczych partii opozycyjnych. Bo lepiej mówić o innych niż o własnych pomysłach na Polskę. Smutne no ale co zrobić, takich mamy polityów. Już nie mogę się doczekać.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Edukacja aseksualna

Oglądając wywiady na temat popularnej ostatnio edukacji seksualnej w szkołach aż włos się na głowie jeży. Sprowadzanie tematu do pedofilii jest dla mnie delikatnie mówiąc niezrozumiałe, żeby nie powiedzieć głupie. Po pierwsze edukacja przede wszystkim. Wiedzy nigdy za wiele. Wiedza używana w sposób rozsądny może być bardzo pomocna, nie szkodliwa. Twierdzenie, że wiedza na temat masturbacji spowoduje wzrost takiej aktywności jest niepoważne. Porównanie: ktoś kto ma prawo jazdy, ma wiedzę na temat prowadzenia samochodu co nie znaczy, że od razu musi prowadzić samochód. Ktoś kto ma wiedzę na temat masturbacji nie koniecznie musi się masturbować bo wie jak to robić. Im wcześniej młodzi ludzie dowiedzą się na temat seksualności tym więcej będą mieli czasu na oswojenie się z tą wiedzą. Nie zaskoczy ich to. Nie będą musieli się dowiadywać z mało wiarygodnych źródeł jak internet czy starsi koledzy i koleżanki. Będą wiedzieli jak się zachować w trudnej sytuacji. Co jednak najważniejsze będą umieli taką sytuację zauważyć. Pisząc im wcześniej nie mam na myśli, że już od przedszkola ale powiedzmy od 10 roku życia już spokojnie można dzieci wprowadzać w ten temat. Mało tego, w dzisiejszych czasach ludzie dorastają dużo szybciej. Dostęp do wiedzy jest obecnie najłatwiejszy w historii. Dawniej ten dostęp nie był taki prosty więc ludzie potrzebowali czasu aby się czegoś dowiedzieć, a najczęściej bo najłatwiej z najbardziej wiarygodnego źródła jakim są rodzice. Teraz wystarczy kilka kliknięć i już wszystko wiemy. Problem w tym, że te źródła, do których się odwołujemy nie zawsze są godne zaufania. Często młodzi ludzie widzą, że inni robią to i tamto więc uznają to za coś normalnego, co takim niekoniecznie jest. Gdyby wcześniej mieli wiedzę na dany temat wiedzieliby dlaczego inni robią to i tamto i już nie byłoby to takie oczywiste i normalne.

Kolejna sprawa, która mnie irytuje i naprawdę niepokoi, to to, że próbujemy po raz kolejny odebrać bardzo osobiste prawo, prawo do, nazwijmy to, używania własnego ciała. Zaraz dojdzie do tego, że ci ludzie, którzy tak się upierają przy ukrywaniu wiedzy przed młodymi ludźmi będą przekonywali, że rodzice nie mogą kąpać małych dzieci bo jak to, dorosły człowiek dotyka małe, bezbronne dziecko, przecież to zboczenie, trzeba tego zabronić. Trochę, a tak naprawdę odrobina zdrowego rozsądku wystarczy aby to zrozumieć. Otwarcie oczu i obserwacja tego co dzieje się dookoła, a nie zakładanie klapek na oczy, że niby nie ma innych argumentów i my wiemy najlepiej.

sobota, 26 lipca 2014

Krytyka - mój punkt widzenia

Postanowiłem napisać ten post po przejrzeniu komentarzy pod niektórymi artykułami w internecie. Aczkolwiek ten wpis nie dotyczy tylko krytyki w sieci, chociaż ta jest najłatwiejsza ze względu na anonimowość. Otóż mam wrażenie, że krytyka przychodzi nam bardzo łatwo dlatego, iż nie musimy się martwić o poparcie naszego zdania. Kiedy coś krytykujemy łatwo nam jest się odwrócić plecami i odejść, ew. wymyślić bardzo uniwersalne powody. Natomiast w momencie pochwały ciężko byłoby się tak odwrócić, nie uzasadniając swojego zdania. Sytuacja jest podobna jak z gustem. Coś się nam podoba albo nie. Nie wiem czy były jakieś badania przeprowadzane w tym temacie ale weźmy taki przykład: mamy pewien obraz, następnie zebralibyśmy, powiedzmy dziesięć osób, którym ten obraz się podoba oraz dziesięć osób, którym ten sam obraz się nie podoba. Wydaje mi się, że ta pierwsza grupa miałaby mniej problemów z określeniem dlaczego mają negatywne odczucia w stosunku do obrazu, niż druga grupa z uargumentowaniem dlaczego im się ten obraz podoba. Podsumowując ten krótki wywód, moje zdanie jest takie, iż nie chwalimy dlatego, że boimy się konieczności udowadniania swoich racji, a krytykujemy bo takiej konieczności z kolei nie czujemy.